Psychodeliki jako medium transformacji – historia Leo Zeffa, szarej eminencji terapii psychodelicznej

Maciej Lorenc

Zmarły 13 kwietnia 1988 roku Leo Zeff był człowiekiem, który tysiącom ludzi ukazał korzyści płynące ze stosowania psychodelików w procesie rozwoju duchowego i w ogromnym stopniu spopularyzował procedury bezpiecznego przyjmowania tych substancji. Wielu przyjaciół uważało go za idealnego opiekuna podczas sesji psychodelicznych i wspominało jako osobę życzliwą, pełną miłości i wyrozumiałą. Dzięki tym cechom Zeff potrafił pomagać swoim klientom w dotarciu do najmroczniejszych, niedostępnych na co dzień obszarów psychiki, ale ogromne znaczenie miała zapewne także jego wiara w transformacyjny potencjał substancji psychodelicznych oraz w to, że jest w stanie nieść pomoc innym.

Leo Zeff przez wiele lat pracował jako analityk jungowski, co ugruntowało w nim przekonanie, że ludzka psychika powinna się rozwijać zgodnie ze swoimi własnymi regułami. Zakładał, że klienci muszą sami znaleźć odpowiedzi na dręczące ich pytania, a terapeuta powinien w jak najmniejszym stopniu ingerować w ich procesy wewnątrzpsychiczne, ograniczając się do empatycznego słuchania i w razie potrzeby służąc im swoim wsparciem.

W 1961 roku kilku jego klientów opowiedziało mu o swoich pozytywnych doświadczeniach z LSD, wskutek czego Zeff postanowił spróbować tej substancji. Podczas swojej pierwszej podróży psychodelicznej – jako człowiek dumny ze swojego żydowskiego pochodzenia – położył sobie na klatce piersiowej Torę, co sprawiło, że doznał zjednoczenia z Bogiem i stwierdził: „Jeżeli kiedykolwiek w przyszłości poczujesz strach, będziesz zasługiwać na towarzyszące mu cierpienie, ponieważ ów strach będzie dowodem tego, że zapomniałeś, że Bóg jest przy tobie i przez cały czas cię chroni”. Zeff był wtedy niemal pięćdziesięcioletnim mężczyzną i przechodził coś, co Jung określał mianem kryzysu połowy życia: odczuwał przygnębienie, dostrzegał swoje własne ograniczenia, a praca analityka nie przynosiła mu już satysfakcji. Zażycie LSD stało się dla niego prawdziwym objawieniem i rozbudziło w nim przekonanie, że znalazł dokładnie to, czego szukał. Doszedł do wniosku, że skoro jakaś substancja była w stanie wywołać w nim tak głębokie doświadczenie, może je wywołać także u innych.

Zeff zaczął eksperymentować z innymi psychodelikami, niejednokrotnie w towarzystwie zaprzyjaźnionych terapeutów, wskutek czego pozbył się nałogu nikotynowego i nawyku przyjmowania kodeiny, która przez długi czas pomagała mu zwalczać chroniczne bóle migrenowe. Rezultaty zaskoczyły go w tak dużym stopniu, że zaczął organizować w swoim gabinecie sesje psychodeliczne dla znajomych – najpierw indywidualne, a w wyniku rosnącego zainteresowania także grupowe. Z uwagi na eksperymentalny charakter tych spotkań, początkowo korzystał z pomocy lekarza, który badał każdego klienta i na wszelki wypadek pozostawał w pobliżu w trakcie sesji. 

Zeff prowadził z potencjalnymi klientami długie rozmowy przygotowujące, podczas których oceniał, na ile dana osoba jest skupiona na rozwoju osobistym i jak duże korzyści może wynieść z doświadczenia psychodelicznego. Początkowo polecał także książki do przeczytania (przede wszystkim Drzwi percepcji Huxley’a), jednak po jakimś czasie z tego zrezygnował, doszedłszy do wniosku, że w żadnym stopniu nie przygotowują one do doświadczenia psychodelicznego.

Zeff dobierał swoich klientów kierując się wyłącznie własną intuicją. Bardzo rzadko nie zgadzał się z kimś pracować, ponieważ przez wzgląd na własne bezpieczeństwo brał pod uwagę wyłącznie osoby polecane mu przez znajomych, którymi miał już okazję opiekować się podczas sesji psychodelicznej. Dopiero kiedy wyraził zgodę na spotkanie, potencjalny klient mógł się do niego zgłosić. Wiele z tych osób (według samego Zeffa około 85%) miało styczność z konwencjonalnymi formami psychoterapii, których rezultaty były dla nich w mniejszym lub większym stopniu rozczarowujące. Zeff wymagał pomimo tego, żeby o planowanej przez nich sesji wiedział zajmujący się nimi na co dzień terapeuta. Doświadczenie psychodeliczne rzucało zazwyczaj nowe światło na wglądy wynoszone z psychoterapii i potwierdzało jej zasadność, ale wiele osób stwierdzało, że sesja z Zeffem dała im więcej niż wiele lat uczęszczania na analizę, i rezygnowało z szukania dalszej pomocy u jakiegokolwiek terapeuty.

Według wspomnień Zeffa, większość przeprowadzonych przez niego sesji była dla klientów przyjemna. Jeżeli jednak w trakcie doświadczenia pojawiał się jakikolwiek ból, Zeff zachęcał do konfrontacji z nim, wniknięcia w jego przyczynę i przeżycia go w pełni. Unikał przy tym ingerowania w wewnętrzny proces klienta, ograniczając się w razie potrzeby do rozmowy i wspierającego kontaktu fizycznego – trzymania za dłoń lub przytulenia. Doszedł do wniosku, że stosowane przez niego dotychczas procedury typowe dla konwencjonalnej psychoterapii są nieskuteczne i że jako terapeuta może jedynie stworzyć odpowiednie warunki i służyć wsparciem w kryzysowych sytuacjach, pozwalając tym samym przechodzić klientom opisany przez Stanislava Grofa proces uzdrowienia poprzez śmierć i odrodzenie podczas sesji psychodelicznej. Jak twierdził, za każdym razem ból przekształcał się w ekstazę i przyjemne doznania wizualne, uwalniając osobę, którą się zajmował, od wypieranych przez nią lęków.

Po zakończeniu sesji Zeff prosił klientów o sporządzenie jak najbardziej szczegółowego sprawozdania, zarówno z myślą o ich procesie terapeutycznym, jak i prowadzonym przez siebie archiwum. Twierdził, że we wszystkich osobach, z którymi pracował, dało się dostrzec wyraźną przemianę. Wiele z nich uważało udział w sesji za najwspanialsze doświadczenie swojego życia i twierdziło, że docierały w jej trakcie do odczuć, z których istnienia nie zdawały sobie wcześniej sprawy, albo przeżywały dobrze znane emocje z nieznaną wcześniej intensywnością.

Zeff korzystał w swojej pracy głównie z LSD i meskaliny. Kiedy w 1971 roku posiadanie tych substancji stało się w USA nielegalne, zaczął pracować w undergroundzie – mimo że żywił ogromny szacunek wobec prawa i państwa (z dumą opowiadał nawet o swojej służbie w armii, gdzie uzyskał stopień podpułkownika). Uważał bowiem, że psychodeliki ukazały mu zupełnie nowe obszary psychiki i sprawiły, że był w stanie skuteczniej pomagać swoim klientom. Nowe regulacje uważał za irracjonalne i bezpodstawne.

Kiedy w 1977 roku planował zakończyć swoją praktykę terapeutyczną w Oakland, Alexander Shulgin zapoznał go z MDMA – substancją, której empatogenne właściwości odkrył zaledwie rok wcześniej, nieco ponad dekadę po opracowaniu przez siebie nowej metody jej syntezy. Doświadczenie z MDMA zrobiło na Zeffie tak duże wrażenie, że zrezygnował z przejścia na emeryturę i zaczął popularyzować tę substancję w środowisku terapeutycznym. Nazywał ją „Adamem”, ponieważ uważał, że pozwala ona klientowi ominąć mechanizmy obronne ego i powrócić do stanu pierwotnej niewinności. Z perspektywy czasu Zeff będzie ją uważał za najcenniejsze narzędzie w pracy terapeutycznej. Torsten Passie w książce Terapia z użyciem MDMA i innych entaktogenów pisze o nim: „W latach siedemdziesiątych stał się główną postacią w nieformalnej undergroundowej sieci terapeutów korzystających z psychodelików, ponieważ stworzył wiele użytecznych procedur i dzielił się nimi ze wszystkimi terapeutami, których znał. Ze względu na tę rolę nadano mu później przydomek 'Sekrety Wódz’ „.

Zeff pracował z psychodelikami przede wszystkich z powodów duchowych. Wierzył, że jest prowadzony przez siłę wyższą, która pomaga mu wywoływać doświadczenia duchowe u jego klientów. Jak sam wspominał: „To, co robię, i sposób, w jaki to robię, nie zależy ode mnie. Jestem prowadzony. Nie potrafię tego sprecyzować ani wyjaśnić. Wiem jednak, że to prawda. Gdybym nie miał tego robić, nie robiłbym tego. Gdyby Bóg nie chciał, żebym to robił, powstrzymałby mnie dawno temu”.

Miał poczucie, że jako terapeuta ma obowiązek pomagać innym ludziom za wszelką cenę. Choć żył w ciągłej obawie przed tym, że zostanie odkryty przez policję, osiągane przez niego rezultaty podtrzymywały w nim wiarę w sens tego, czym się zajmował. Według relacji jego klientów, efekty przeprowadzanych przez niego sesji były niezwykle pozytywne, ale Zeff nie mógł ich otwarcie opisywać ze względu na status prawny psychodelików. Aż do 2004 roku jego tożsamość pozostawała nieznana szerszej publiczności, ponieważ tylko dzięki zachowywaniu anonimowości mógł zapewnić bezpieczeństwo sobie samemu, a także swojej rodzinie i współpracownikom.

Zeff twierdził, że pojedyncza sesja z MDMA pod okiem terapeuty może dać tyle, co sześciomiesięczna tradycyjna terapia. Substancja ta okazała się szczególnie skuteczna w przypadku terapii par, a także w pracy z traumami i gniewem. Zeff zaczął jeździć po USA i uczyć innych terapeutów bezpiecznego stosowania tego środka. Chęć popularyzowania psychodelików sprawiła, że przeprowadził sesje z około czterema tysiącami osób, z czego kilkaset zajmowało się niesieniem pomocy innym ludziom – jako terapeuci, pielęgniarki czy psychologowie (do jego grupy terapeutycznej należał m.in. Claudio Naranjo). Aż do swojej śmierci nie miał żadnych problemów z prawem, ponieważ swoją sieć kontaktów budował na wzajemnym zaufaniu.

Podawanych przez siebie środków Zeff nie określał mianem „narkotyków”, lecz „lekarstw”. Podkreślał bowiem, że można ich używać w sposób właściwy i niewłaściwy, podobnie jak wszystkich innych substancji. Kładł także nacisk na to, że terapeuta pracujący z psychodelikami musi być dobrze zaznajomiony z ich działaniem, ponieważ w przeciwnym razie nie będzie w stanie pomóc klientowi.

Sesje przeprowadzane przez Zeffa były ściśle sformalizowane. Przede wszystkim, klienci nie mogli bez wyraźnego pozwolenia wychodzić z domu, w którym przyjmowali „lekarstwo”. Musieli także przyrzec, że będą się wystrzegać jakiejkolwiek agresji wobec siebie i innych. Zdaniem Zeffa dawało to im poczucie bezpieczeństwa, gdy podczas sesji zaczynali odczuwać jakikolwiek rodzaj gniewu. Klienci nie mogli też bez wyraźnego pozwolenia wyjawiać tożsamości Zeffa, co miało kluczowe znaczenie dla jego bezpieczeństwa. Kolejnym warunkiem uczestnictwa było zapewnienie, że podczas sesji nie dojdzie do jakiejkolwiek formy kontaktu seksualnego. Dzięki temu klienci, którzy bardzo często czuli pod wpływem psychodelików podniecenie seksualne, mieli pewność, że nie zostanie przekroczona granica, której nie chcieliby przekraczać w normalnej sytuacji. Ostatnim wymogiem było bezdyskusyjne posłuszeństwo terapeucie aż do momentu, w którym substancja przestanie działać.

Sesje rozpoczynały się zazwyczaj o ósmej rano. Zeff najpierw odczytywał krótką modlitwę, a następnie dawał klientowi do połknięcia „lekarstwo”, które ten popijał wodą ze specjalnego kielicha – symbolu transformacji. Następnym etapem była wstępna praca z fotografiami przyniesionymi przez klienta. Zeff prosił zazwyczaj o zabranie ze sobą własnych zdjęć z różnych okresów życia; zdjęć matki i ojca; zdjęć rodzeństwa; zdjęć dziadka, babci lub innych ważnych członków rodziny; zdjęć partnera; ewentualnie zdjęć dzieci oraz jakichkolwiek znaczących osób lub miejsc. Omawiał je z klientem, po czym prosił go o opowiedzenie snów z ostatniej nocy. Rozmowa toczyła się do momentu, w którym klient zaczynał odczuwać działanie przyjętej przez siebie substancji. Był wtedy proszony o położenie się na materacu, zakrycie oczu opaską i założenie na uszy słuchawek z muzyką uzależnioną od jego osobistych preferencji. Przebieg całej sesji był rejestrowany.  

Każdemu klientowi Zeff podawał najpierw LSD, aby ustalić jego „dawkę podstawową”, od której uzależniał dawkowanie wszystkich innych substancji. Zaczynał od aplikacji 250 μg. W sytuacji, w której dawka ta była zbyt mała, pół godziny później proponował dodatkowe 125 μg. Jeżeli to także nie wystarczało, po upływie następnych trzydziestu minut podawał kolejne 125 μg.  (Warto przy tej okazji wspomnieć, że dawki LSD dostępnego w chwili obecnej na czarnym rynku są znacznie mniejsze i niekiedy wynoszą jedynie 50 μg). Klient miał w trakcie sesji leżeć w milczeniu, aby w jak największym stopniu poddać się podróży w głąb siebie. Kiedy działanie substancji traciło na mocy, powracano do pracy z przyniesionymi zdjęciami, a gdy zupełnie ustawało, pojawiała się zaufana osoba, która miała zająć się klientem przez resztę wieczoru. W razie jakichkolwiek problemów Zeff przez cały czas pozostawał do dyspozycji.

Oprócz sesji indywidualnych Zeff przeprowadzał także weekendowe sesje grupowe. Brało w nich zazwyczaj udział 10-12 osób oraz 3 opiekunów, którzy podczas spotkania nie przyjmowali środków psychoaktywnych. Znaczna część owych sesji miała miejsce w położonym na wybrzeżu zatoki Chesapeake domu należącym do zaprzyjaźnionego psychiatry. W piątek wieczorem odbywało się spotkanie zapoznawcze, podczas którego uczestnicy opowiadali o swoich problemach i oczekiwaniach oraz poznawali nowe osoby. Następnie wszyscy kładli się do łóżek i w milczeniu przygotowywali się do sesji, która rozpoczynała się o ósmej rano następnego dnia. Obowiązywały podczas niej takie same zasady, jak podczas sesji indywidualnych. Wyjątkiem były sesje z MDMA, które miały znacznie mniej sformalizowany charakter, ponieważ ich uczestnicy odczuwali dużą potrzebę kontaktu fizycznego. Dzień kończył się wypiciem szampana i wspólną kolacją, podczas której wszyscy wymieniali się spostrzeżeniami. Uczestnicy spędzali pod okiem Zeffa jeszcze jedną noc, a w niedzielę rano zjadali wspólne śniadanie i ponownie rozmawiali o swoich przeżyciach, starając się przy tym unikać jakichkolwiek interpretacji. Po południu rozjeżdżali się do domów.

Sesje grupowe cieszyły się zainteresowaniem 40-50 osób, które uczestniczyły w nich regularnie co 3-4 miesiące, oraz około 100 osób, które pojawiały się rzadziej. Zeff prosił je, żeby dla własnego dobra nie dokonywały jakichkolwiek znaczących zmian życiowych przez okres trzech tygodni po sesji.

Pierwsza sesja każdego klienta zawsze miała charakter indywidualny i polegała na przyjęciu przez niego LSD. Następnie, w zależności od upodobań danej osoby, Zeff proponował MDA, psylocybinę, MDMA, syntetyczną meskalinę lub ibogainę. Czasem podawał LSD lub psylocybinę w połączeniu z harmaliną – inhibitorem monoaminooksydazy, który wzmacnia i zmienia działanie tych substancji.

Wielu klientów Zeffa odczuwało po sesji silne pragnienie przejęcia pełnej odpowiedzialności za swoje życie. Bardzo często stawali się bardziej zadowoleni z tego, co udało im się osiągnąć, i przestawali poszukiwać przyczyny popełnionych przez siebie błędów w świecie zewnętrznym. Wielu z nich decydowało się oddać dalszym poszukiwaniom duchowym, a niejednokrotnie zaczynali także dostrzegać aspekty cielesności, na które wcześniej nie zwracali uwagi. Jak twierdził sam Zeff: „Transformacja jest jedynym słowem, które tu pasuje. Z jednego sposobu patrzenia na rzeczy na inny – bez względu na to, na co patrzymy”. Uważał, że nie można doznać przemiany w sposób samoistny, czyli bez pomocy jakiegoś medium – lekarstwa, kryzysu życiowego, wsparcia kapłana lub terapeuty itp. W jego przypadku najskuteczniejszym medium okazały się substancje psychodeliczne. 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.