– Jestem zwolennikiem medykalizacji psychodelików i wiem, że może ona złagodzić cierpienie wielu ludzi, ale obecnie uważam, że jeśli chcemy naprawdę uzdrowić ludzkość i naszą planetę i wyjść z kryzysu, musimy współpracować i czerpać z różnych systemów wiedzy: połączyć mądrość przodków ze współczesnymi technologiami i światopoglądami – mówi Benjamin De Loenen, założyciel International Center for Ethnobotanical Education, Research, and Service w rozmowie z Maciejem Lorencem.
Artykuł ukazał się pierwotnie w serwisie Narkopolityka.
Benjamin De Loenen jest założycielem i kierownikiem wykonawczym organizacji non profit International Center for Ethnobotanical Education, Research, and Service (ICEERS), która zajmuje się popularyzowaniem rzetelnych informacji o ayahuasce i innych psychoaktywnych roślinach.
Maciej Lorenc: W 2009 roku założył pan organizację non profit o nazwie International Center for Ethnobotanical Education, Research, and Service (ICEERS). Dlaczego postanowił ją pan stworzyć i jakie są jej główne cele?
Benjamin De Loenen: ICEERS oficjalnie narodziło się w 2009 roku i koncentruje się głównie na rozpowszechnianiu informacji o psychoaktywnych roślinach, które w zachodniej kulturze postrzega się jako coś bezużytecznego albo nawet jako zagrożenie dla zdrowia publicznego. Początkowo było przede wszystkim organizacją edukacyjną dostarczającą ogółowi społeczeństwa i decydentom naukową wiedzę o tego rodzaju środkach, a także o wywoływanych przez nie doświadczeniach. Z czasem, gdy dołączali do nas kolejni eksperci z różnych dziedzin, zaczęliśmy wspierać badania naukowe i przekładać ich wyniki na mniej specjalistyczny język, aby były bardziej zrozumiałe w innych kontekstach, a także angażować się w politykę narkotykową, która tak naprawdę leży u podstaw zachodniego podejścia do roślinnych psychodelików takich jak ayahuasca, iboga czy konopie. Od jedenastu lat szukamy sposobów na włączenie ich do społeczeństw zachodnich. Przez ten czas moje podejście do psychodelików bardzo się zmieniło i zacząłem dostrzegać wiele ograniczeń modelu biomedycznego.
Skąd ta zmiana?
Za sprawą osobistych doświadczeń z ayahuascą i bliskich kontaktów z rdzennymi społecznościami południowoamerykańskimi zdałem sobie sprawę, że świat zachodni nie dostrzega wielu ważnych aspektów tradycyjnych systemów wiedzy, w których stosuje się te rośliny. W 2010 roku skontaktowano się z nami w sprawie policyjnego nalotu na ceremonię ayahuascową w Chile i zaangażowaliśmy się w późniejszy proces sądowy, który zakończył się historycznym zwycięstwem. Od tamtego czasu za sprawą naszego programu Ayahuasca Defence Fund pomagaliśmy przy mniej więcej stu pięćdziesięciu rozprawach dotyczących roślinnych psychodelików w różnych częściach świata, współpracując z prawnikami oraz edukując sędziów i zbierając dla nich dowody.
Oprócz tego zorganizowaliśmy trzy międzynarodowe konferencje, z których każda miała odrębne cele i opierała się na innej strategii. Od 2013 roku udzielamy także psychologicznego wsparcia osobom, które pod wpływem ayahuaski przeżyły trudne doświadczenia i mają problemy z ich integracją. ICEERS uzyskało również status konsultacyjny w strukturach ONZ. Zakres naszych działań jest więc obecnie bardzo szeroki.
Często wspomina pan o tym, że dążycie do przekształcenia relacji pomiędzy zachodnimi społeczeństwami a psychoaktywnymi roślinami. Jakiego rodzaju zmianę chcielibyście wywołać?
Wiele rdzennych kultur od tysiącleci utrzymuje głębokie kontakty z roślinami i grzybami, doceniając ich rolę. Oczywiście bardzo różnią się od kultury zachodniej i nie są tak materialistyczne, a rośliny postrzegają nie jako towar albo środek odurzający, lecz jako święte i żyjące istoty, z którymi można utrzymywać relacje dla obustronnej korzyści.
Roślinne psychodeliki są w nich zintegrowane ze strukturą społeczną, a ich rola nie polega wyłącznie na uzdrawianiu poszczególnych osób, ale również na uzdrawianiu i pielęgnowaniu związków z terytorium i światem naturalnym. Dolegliwości jednostki postrzega się jako nierozerwalnie związane z problemami wspólnoty i najbliższego otoczenia. Psychoaktywne rośliny pomagają tym społecznościom przystosowywać się do zagrożeń, potrzeb i czynników decydujących o harmonijnych relacjach z przyrodą, a społeczności amazońskie nazywają je wręcz „roślinnymi nauczycielami”.
Jak wasza organizacja odnajduje się pomiędzy tymi dwoma porządkami – zachodnim materializmem i wierzeniami rdzennych kultur?
ICEERS stoi jedną nogą w świecie wiedzy rdzennych kultur, a drugą w świecie polityki narkotykowej i medykalizacji psychodelików. W naszej kulturze od początku prohibicji rośliny psychoaktywne są demonizowane i traktowane jako narkotyki, które mogą być szkodliwe. Zawarte w nich substancje same w sobie nie są jednak ani złe, ani dobre, ponieważ trzeba wziąć pod uwagę, jakie ludzie mają z nimi relacje, jak są stosowane i w jakim kontekście. W rdzennych kulturach stanowią element złożonego systemu wiedzy, o którym ludzie uczą się od wieków albo nawet tysiącleci, aby móc pracować z nimi w bezpieczny i konstruktywny sposób. ICEERS dąży do tego, żeby nasza kultura lepiej zrozumiała ten inny światopogląd i dostrzegła potencjalną wartość tych roślin oraz rolę, jaką mogą odegrać.
Początkowo, podobnie jak większość osób zainteresowanych medykalizacją psychodelików, koncentrowaliśmy się na konkretnych substancjach, ale obecnie zdajemy sobie sprawę, że największe znaczenie ma kontekst, w którym się ich używa. Ayahuasca jest stosowana prawdopodobnie w ramach setek różnych systemów wiedzy, które opierają się na odmiennych sposobach postrzegania życia, zdrowia i naszych relacji z naturą. Oczywiście łączy je fakt, że korzystają z tych samych albo podobnych roślin. Podczas rozpraw sądowych dotyczących ayahuaski sędziowie i oskarżyciele zbyt często nie biorą pod uwagę światopoglądu oskarżonych ani ich relacji z tymi roślinami. Właśnie to chcielibyśmy zmienić.
Wspomniał pan o waszym programie Ayahuasca Defense Fund, w ramach którego od 2015 roku oferujecie pomoc prawną dla ludzi używających roślinnych psychodelików. Kto może liczyć na wasze wsparcie?
Ten program pojawił się dlatego, że było na niego zapotrzebowanie wśród osób używających roślinnych psychodelików, a ważnym bodźcem do jego stworzenia była wspomniana już przeze mnie rozprawa w Chile z 2010 roku. Uczestniczyliśmy w niej i pomogliśmy ją nagłośnić, w związku z czym zaczęły zgłaszać się do nas kolejne osoby z podobnymi problemami. Jako organizacja dysponowaliśmy dużą wiedzą o badaniach naukowych dotyczących ayahuaski, jej bezpieczeństwa i potencjalnych korzyści w terapii i rozwoju osobistym, ale nie mieliśmy żadnych kompetencji w kwestiach prawnych. Nauczyliśmy się jednak dużo ze współpracy z prawnikami w Chile. Kiedy więc kontaktowały się z nami osoby, które niespodziewanie zostały postawione w stan oskarżenia z powodu ayahuaski, udostępnialiśmy ich adwokatom przekonujące informacje i dowody, a także udzielaliśmy moralnego wsparcia. Niektóre z nich nawet nie wiedziały, że łamały prawo, ponieważ status prawny ayahuaski jest bardzo różny w poszczególnych krajach.
ICEERS udziela wsparcia ludziom ściganym sądownie, a nasz poziom zaangażowania dostosowujemy do konkretnych przypadków, które oceniamy m.in. za pomocą takich kryteriów jak standardy etyczne, którymi kierowała się dana osoba. Początkowo mieliśmy nadzieję, że będziemy w stanie gromadzić więcej pieniędzy i pokrywać koszty procesów sądowych, jednak na razie nie dysponujemy wystarczającymi środkami. Zasadniczo współpracujemy nieodpłatnie z prawnikami, ale oskarżeni muszą sami opłacić pełnomocników. Czasami pomagamy w kampaniach crowdfundingowych, ponieważ mamy duże doświadczenie w ich prowadzeniu.
Zamieszczamy również na naszej stronie internetowej informacje o regulacjach w poszczególnych krajach i prowadzimy działania edukacyjne, aby ludzie zainteresowani ayahuascą znali potencjalne ryzyko prawne i mogli podejmować świadome decyzje. Tak naprawdę chodzi nam o pomaganie sędziom i dostarczanie informacji wszystkim osobom zaangażowanym w procesy – czasami również dziennikarzom, pracownikom ambasad albo nawet urzędnikom ONZ. Zawsze staramy się zmieniać kryzysowe sytuacje w okazje do stworzenia pozytywnych interpretacji i precedensów prawnych, ale w niektórych sytuacjach możemy dążyć co najwyżej do złagodzenia wyroku.
Wspomniał pan o tym, że udzielacie również wsparcia psychologicznego osobom, które mają trudności z integracją doświadczeń ayahuascowych. Z jakiego rodzaju problemami zgłaszają się najczęściej?
Tego rodzaju problemy mogą wynikać z niewłaściwego przygotowania przed sesją albo z braku wywiadów przesiewowych pozwalających wykluczyć osoby, które nigdy nie powinny pić ayahuaski, np. pacjentów z epilepsją albo poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Mogą również brać się z braku wystarczającej wiedzy na temat tego wywaru. Czasami sięgają po niego ludzie, którzy usłyszeli od kogoś, że to lekarstwo, ale nie szukali bardziej szczegółowych informacji. W naszej kulturze lekarstwo oznacza zazwyczaj tabletkę, którą połyka się w celu złagodzenia symptomów: bierzesz ją i czujesz się lepiej. Natomiast po ayahuasce dolegliwości mogą nawet przybrać na sile, przez co ludzie myślą, że coś jest z nimi nie tak, ponieważ nie rozumieją, że tego rodzaju efekty są elementem procesu terapeutycznego i że dzięki profesjonalnemu wsparciu mogą obrócić je na własną korzyść. Problemy mogą wynikać również z faktu, że ceremonie są niekiedy prowadzone przez niewykwalifikowanych i niekompetentnych ludzi, którzy nie potrafią stworzyć odpowiedniego kontekstu albo poradzić sobie z wymagającymi reakcjami u niektórych osób.
Docierają do nas również informacje o różnego rodzaju przestępstwach i nadużyciach, w tym również nadużyciach seksualnych, ale na szczęście nie zdarza się to często. Niektórzy podczas ceremonii mają niezwykle pozytywne doświadczenia i stwierdzają, że muszą natychmiast zmienić swoje życie, ale nie dysponują odpowiednim wsparciem psychologicznym, przez co podejmują pochopne decyzje, np. rzucają pracę albo rozstają się z partnerem, a pół roku później ich życie jest w opłakanym stanie. Niektórzy pod wpływem ayahuaski ponownie przeżywają traumatyczne doświadczenia z przeszłości i jeśli nie otrzymają odpowiedniej opieki i wsparcia, ich stan psychiczny może bardzo się pogorszyć. Część z nich natrafia na informacje o ICEERS i kontaktuje się z nami, a my staramy się im pomóc. Zazwyczaj po prostu oferujemy kilka interwencji kryzysowych, podczas których próbujemy pomóc ludziom przejść przez trudną sytuację, pokazujemy im możliwości i udostępniamy im namiary na specjalistów, z którymi mogą nawiązać bliższą i bardziej długofalową relację terapeutyczną.
Skoro mowa o terapii, jakie kierunki badań nad terapeutycznym zastosowaniem ayahuaski wydają się panu najbardziej obiecujące?
Ukończonych badań nad ayahuascą wciąż nie jest wiele. Niektóre z nich dotyczą leczenia zaburzeń psychicznych takich jak depresja, a inne koncentrują się na rozwoju wewnętrznym, poprawie jakości życia i kwestiach, które w naszym kontekście kulturowym nie zostałyby uznane za patologiczne. Bardzo istotny jest fakt, że w większości skupiają się na samej ayahuasce, w niewielkim stopniu biorąc pod uwagę kontekst, w którym się jej używa. Tymczasem jej działanie może się bardzo różnić w zależności od tego, czy przyjmuje się ją w ramach rdzennych systemów wiedzy, w Kościołach ayahuascowych takich jak Santo Daime, czy podczas terapii wspomaganej z jej pomocą.
W świecie zachodnim „złotym standardem” badań są randomizowane eksperymenty z podwójnie ślepą próbą, które nie są w stanie oddać wszystkich aspektów wpływu ayahuaski na ludzi, więc według mnie niezbędne jest bardziej wieloaspektowe podejście. Wstępne badania przeprowadzone w Brazylii sugerują jednak, że ayahuasca może być użyteczna w leczeniu depresji, natomiast w Kanadzie ruszyły badania dotyczące jej wpływu na zaburzenia odżywiania. Oprócz tego Debora Gonzales zrealizowała w Hiszpanii małe badanie kliniczne nad uczuciem żalu i uzyskała bardzo dobre wyniki, więc wkrótce ruszy większy projekt dotyczący tego zagadnienia. Każdy z nas na pewnym etapie życia musi stawić czoło żalowi.
W peruwiańskim ośrodku Takiwasi od dawna trwają prace nad leczeniem uzależnień z użyciem ayahuaski i innych narzędzi wywodzących się z rdzennych systemów wiedzy, a badania in vitro sugerują, że związki zawarte w ayahuasce mogą sprzyjać neurogenezie, czyli rozwojowi komórek nerwowych. Na razie nie wiemy, w jakim stopniu ich wyniki odnoszą się do ludzi, ale być może ayahuasca mogłaby znaleźć zastosowanie w leczeniu chorób neurodegeneracyjnych. Trwa również wiele badań dotyczących jakości życia, poczucia dobrostanu, uważności, mechanizmów radzenia sobie z problemami czy elastyczności psychologicznej.
Realizujemy również badania nad dużymi grupami osób regularnie uczestniczących w ceremoniach ayahuascowych, aby ocenić jej wpływ na wskaźniki związane ze zdrowiem publicznym. Dzięki temu będziemy mogli umieścić jednostkowe przypadki w szerszym kontekście.
W których krajach kultura ayahuascowa jest największa i najbardziej rozwinięta?
Przede wszystkim w krajach Ameryki Południowej, takich jak Peru, Brazylia, Kolumbia i Ekwador. Kultura ayahuascowa prężnie rozwija się również w Hiszpanii, co może wynikać z faktu, że jesteśmy dość blisko związani z Ameryką Łacińską. Rozrasta się także w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, gdzie instytucje rządowe niedawno pozwoliły funkcjonować Kościołom używającym tego wywaru do celów rytualnych. Ayahuasca cieszy się dużą popularnością też w Holandii, ale w ostatnim czasie odbyło się tam kilka trudnych procesów sądowych dotyczących praktyk z jej użyciem. Należy jednak zaznaczyć, że w wyniku globalizacji rozprzestrzeniła się po całym świecie i obecnie jest dosłownie wszędzie.
Jakie dostrzega pan pozytywne, a jakie negatywne aspekty rosnącej popularności ayahuaski?
Według mnie wzrost popularności ayahuaski stanowi element szerszego zjawiska polegającego na tym, że ludzie szukają nowych sposobów na zajmowanie się swoim zdrowiem, a także na znajdowanie sensu w swoim życiu i poprawianie jego jakości. Pragną pogłębiania swojej duchowości i poszukują poczucia sensu. Oczywiście rosnące zainteresowanie ayahuascą wiąże się również z pewnego rodzaju brzemieniem, ponieważ zakłóca funkcjonowanie rdzennych systemów ekonomicznych opartych na wzajemności i przemyca do nich pieniądze, przez co może prowadzić do ich eksploatacji.
Logika korporacyjnej medykalizacji psychodelików koncentruje się na określonych roślinach zawierających DMT, harminę i harmalinę i wyciąga je z pierwotnego kontekstu kulturowego, nie wchodząc z nim w dialog i nie próbując go zrozumieć, a jednocześnie świat zachodni wypala Amazonię i niszczy kulturowe źródła ayahuaski. Regularnie powtarzamy wciąż ten sam schemat: gdy coś wzbudza nasze zainteresowanie, natychmiast próbujemy pozyskać to coś dla korzyści globalnej Północy.
Rosnąca popularność ayahuaski daje nam jednak również okazję do lepszego poznania rdzennych tradycji amerykańskich, co wydaje mi się szczególnie istotne w obliczu globalnego kryzysu, który przecież jest naszym wspólnym wrogiem. Chyba nigdy w historii świat nie był tak bardzo podzielony i spolaryzowany, a my nie byliśmy tak bardzo odseparowani od siebie nawzajem i od naszych ekosystemów. Mamy możliwość ponownego połączenia się z mądrością przodków, którą wciąż możemy znaleźć w tradycyjnych południowoamerykańskich kulturach pomimo pięciuset lat kolonizacji, co według mnie przyniesie obustronne korzyści i pomoże nam wspólnie uporać się z wyzwaniami współczesnego świata.
Z tego względu nie powinniśmy ograniczać się wyłącznie do naszego zachodniego modelu biomedycznego. Jestem zwolennikiem medykalizacji psychodelików i wiem, że może ona złagodzić cierpienie wielu ludzi, ale obecnie uważam, że jeśli chcemy naprawdę uzdrowić ludzkość i naszą planetę i wyjść z kryzysu, musimy współpracować i czerpać z różnych systemów wiedzy: połączyć mądrość przodków ze współczesnymi technologiami i światopoglądami. Powinniśmy otworzyć się na dialog i naprawdę spróbować zrozumieć inne punkty widzenia, a nie oceniać je z poczuciem wyższości i uparcie twierdzić, że jedynym sposobem gromadzenia dowodów są zachodnie badania kliniczne z użyciem placebo i podwójnie ślepej próby, a tradycyjne systemy wiedzy są jedynie wierzeniami bez większej wartości.
Psychodeliki mogą wiele zmienić w psychiatrii, ale według mnie jest znacznie ważniejsze, żebyśmy lepiej zrozumieli inne sposoby postrzegania zdrowia – zwłaszcza zdrowia psychicznego. Jednym ze sposobów z pewnością może być kontakt z tradycyjnymi społecznościami, które dostrzegają wzajemne połączenia pomiędzy wszystkimi formami życia. W tym właśnie mogą nam pomóc psychoaktywne rośliny.
W jaki sposób ograniczenia w podróżowaniu spowodowane pandemią COVID-19 wpłynęły na tradycyjne społeczności w Ameryce Południowej? Wiele z nich od wielu lat w znacznym stopniu utrzymywało się z turystów zainteresowanych piciem ayahuaski.
Od samego początku pandemii zbieramy informacje na temat tego, jak ludzie radzą sobie z odosobnieniem i jak ograniczenia w międzynarodowej turystyce wpływają na tradycyjne społeczności południowoamerykańskie. Zasadniczo w wielu rdzennych wspólnotach zapanował zamęt, zwłaszcza w pobliżu miast takich jak Iquitos czy Pucallpa, gdzie ludzie w znacznej mierze utrzymywali się z ayahuaski. Za sprawą pandemii stracili źródło utrzymania i pogrążyli się w rozpaczy, więc wzięliśmy udział w wielu kampaniach crowdfundingowych, aby ich wesprzeć, a następnie sprawdzaliśmy, dokąd dokładnie trafiały zebrane pieniądze i czy rzeczywiście pomogły tym społecznościom. Amazońskie wspólnoty są zdesperowane, ponieważ ruch turystyczny zamarł i niektóre ośrodki ayahuascowe znalazły się na skraju bankructwa.
Warto również wspomnieć, że przez wzgląd na zdrowie publiczne kontrole na granicach stały się bardziej rygorystyczne, więc celnicy konfiskują więcej przesyłek z ayahuascą. Początkowo zakładaliśmy, że z powodu pandemii będziemy mieć mniej pracy przy rozprawach sądowych, ale stało się coś odwrotnego. Otrzymujemy również informacje, że ludzie w różnych częściach świata nie mogą prowadzić ceremonii ayahuascowych, ponieważ nie docierają do nich butelki z wywarem z Amazonii. Cała ta sytuacja daje okazję do ponownego zastanowienia się nad tym, jak powinna wyglądać przyszłość i jak możemy wzajemnie pomagać sobie na poziomie lokalnym. Przypuszczam, że z powodu niedostępności ayahuaski wielu ludzi zacznie pracować z jej analogami, takimi jak Mimosa hostilis.
Czy w ostatnich latach zauważył pan jakiekolwiek zmiany w podejściu instytucji rządowych do ludzi, którzy używają ayahuaski i innych roślin psychoaktywnych?
Gdy jakieś zjawisko cieszy się rosnącą popularnością i staje się bardziej nagłaśniane w mediach, na ogół pojawiają się ludzie, którzy interesują się nim w dość powierzchowny sposób i rozpowszechniają nieprecyzyjne albo błędne informacje na jego temat, co często prowadzi do różnego rodzaju nieporozumień i wypadków. W takiej sytuacji zawsze rodzi się gwałtowny sprzeciw. W niektórych krajach ayahuasca przykuła uwagę służb porządkowych i zaczęła być traktowana jako zagrożenie, co widać chociażby na przykładzie Holandii.
Problem w tym, że wiele osób składa fałszywe obietnice dotyczące cudownego potencjału ayahuaski w leczeniu różnych dolegliwości, choć ich twierdzenia wciąż nie zostały udowodnione naukowo. Próbujemy więc zachęcać lokalne grupy używające ayahuaski, aby się organizowały, współpracowały ze sobą i kontrolowały siebie nawzajem na zasadzie samoregulacji: uzgodniły między sobą podstawowe zasady etyczne i standardy bezpieczeństwa, a następnie zakomunikowały władzom, że zdają sobie sprawę z potencjalnych zagrożeń i chcą ich uniknąć, by chronić zdrowie publiczne.
Wiemy, że prohibicja nie rozwiązuje problemów związanych z używaniem środków psychoaktywnych, a wręcz je pogłębia. Często zgłaszają się do nas o pomoc osoby, które po ceremoniach ayahuascowych doświadczyły załamania nerwowego albo innych problemów psychicznych, ale nie zgłosiły się do psychiatry, ponieważ bały się aresztowania. Spychanie tego rodzaju praktyk do podziemia skutkuje jedynie dodatkowymi wypadkami i problemami. Oczywiście nie ma nic dziwnego w tym, że polityczni decydenci nie wiedzą, jak powinny wyglądać rozsądne regulacje dotyczące ayahuaski, ponieważ zazwyczaj nie mają o niej zielonego pojęcia i często błędnie traktują ją jako jedną z nowych substancji psychoaktywnych, czyli tzw. dopalaczy, nie rozumiejąc, że mają do czynienia z czymś zupełnie innym.
Bodziec do zmian w prawie powinien więc wyjść od grup używających ayahuaski. Mam nadzieję, że jeśli zaczną się organizować i wejdą w dialog z władzami, będą mogły nawiązać legalną współpracę z lokalnymi psychologami, psychiatrami i szpitalami, aby wraz z nimi stworzyć system pierwszej pomocy psychologicznej i udzielać wsparcia w integracji trudnych doświadczeń psychodelicznych. Mogą również stworzyć swego rodzaju gildie zrzeszające uczciwych i kompetentnych praktyków, którzy prowadzą ceremonie ayahuascowe zgodnie z podstawowymi zasadami etycznymi i standardami bezpieczeństwa, dzięki czemu instytucjom rządowym i sędziom łatwiej będzie ukrócić działalność osób, które nie są wystarczająco wykwalifikowane albo dopuszczają się zachowań przestępczych, takich jak nadużycia seksualne czy oszustwa finansowe. Obecnie prawo nie dostrzega żadnych różnic pomiędzy nimi i traktuje je w jednakowy sposób.
Oczywiście poszczególnym grupom używającym ayahuaski w różnych kontekstach trudno będzie wypracować wspólne reguły, ale tego rodzaju problemy początkowo pojawiają się w każdej nowej dziedzinie. Pierwsze samochody nie były wyposażone w pasy bezpieczeństwa czy poduszki powietrzne i nie istniały wspólne przepisy ruchu drogowego, więc ich użytkownicy byli znacznie bardziej narażeni na wypadki niż teraz. Kiedy ludzie współpracują i uczą się od siebie nawzajem, mogą wprowadzać kolejne poprawki i zwiększać bezpieczeństwo w danym obszarze.
Praktycy ayahuaski działają w szarej strefie albo nawet poza prawem, więc nie wymieniają się informacjami i nie biorą odpowiedzialności za siebie nawzajem, w związku z czym ich praktyki nie stają się bezpieczniejsze wraz z upływem czasu. Budowanie silnej wspólnoty ma więc kluczowe znaczenie dla osób pracujących z psychoaktywnymi roślinami.
Czy na zakończenie mógłby pan udzielić kilku porad osobom, które planują wziąć udział w ceremonii ayahuascowej?
Na naszej stronie internetowej znajdują się podstawowe informacje o tym, jak przygotować się do ceremonii, aby uniknąć potencjalnych problemów i komplikacji. Nachalny marketing ze strony organizatorów nie jest dobrym znakiem, ponieważ kompetentni eksperci na ogół mają długą listę oczekujących. Poziom wzajemnej odpowiedzialności przeważnie jest wyższy w mniejszych i bardziej kameralnych grupach.
Przede wszystkim należy zgromadzić jak najwięcej informacji o możliwościach i zagrożeniach, aby móc podjąć świadomą decyzję, mając na uwadze, że wypadki się zdarzają. Czy organizatorzy przedstawiają ayahuascę jako cudowne lekarstwo na wszystkie dolegliwości, czy mają bardziej wyważone podejście? Jakie są ich standardy etyczne? Czy wydają się osobami, które w razie jakichkolwiek problemów udzielą niezbędnego wsparcia? Czy zachowują się jak guru? Należy również pamiętać o regulacjach prawnych obowiązujących w danym kraju i związanym z nimi ryzyku, a także o tym, że przed sesją i po jej zakończeniu powinno się przestrzegać określonych zasad, które w różnych grupach mogą wyglądać nieco inaczej. Na koniec chciałbym dodać, że w przypadku ayahuaski i innych psychoaktywnych roślin pośpiech nigdy nie jest wskazany, ponieważ nie są one dla wszystkich, a na pewno nie są dla wszystkich na każdym etapie życia. Niezbędna jest głęboka motywacja do nawiązania kontaktu z wewnętrznymi procesami i świadomość, że to doświadczenie może być wymagające.