– Terapie z użyciem psychodelików wymagają kompletnej zmiany myślenia, ponieważ oprócz wpływu substancji znaczenie ma również wiele czynników niefarmakologicznych – mówi dr Justyna Holka-Pokorska psychiatra, seksuolog i terapeutka, a także przewodnicząca warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Wywiad ukazał się pierwotnie na stronie Focus.
Maciej Lorenc: Psychiatria w coraz większym stopniu otwiera się na psychodeliki i zgłębia ich potencjał terapeutyczny w leczeniu szerokiego wachlarza zaburzeń. Czy mamy do czynienia z rewolucją w tej dziedzinie?
Dr n. med. Justyna Holka-Pokorska (psychiatra, seksuolog, terapeuta, przewodnicząca warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego): Nie wydaje mi się, żeby „rewolucja” – czy może raczej zmiana utrwalonych aksjomatów – dotyczyła wyłącznie psychiatrii. Ludzkość generalnie doświadcza obecnie rewolucyjnej transformacji, na którą składa się przyspieszenie wszelkiego rodzaju zjawisk cywilizacyjnych związanych z postępem technologicznym i wynikającymi z niego zmianami społecznymi. Na ten akceleracjonistyczny trend rozwoju cywilizacji nałożyły się przeróżne problemy wynikające z pandemią COVID-19, która w znacznym stopniu zdemontowała naszą wcześniejszą rzeczywistość. Wiele procesów kształtujących życie społeczne i gospodarcze właściwie tworzy się na naszych oczach zupełnie od nowa, a my uczymy się żyć w nowych warunkach. Obecnie nikt już chyba nie zakłada, że pandemia „za moment się zakończy”, a my „spokojnie powrócimy” do przedpandemicznej rzeczywistości.
W trakcie rozmowy o psychodelikach nie możemy pominąć tego szerszego współczesnego kontekstu, a tym bardziej tego, że w dobie pandemii wszyscy ludzie w mniejszym lub większym stopniu konfrontują się z nieznanym. Nie wszyscy są na to przygotowani. Badania epidemiologiczne ostatnich kilku miesięcy pokazują, że rozpowszechnienie objawów lęku i depresji w różnych populacjach wzrosło trzy- albo nawet czterokrotnie. W podobnym stopniu wzrosło także zapotrzebowanie na pomoc psychiatryczną i wydaje się bardzo prawdopodobne, że nadal będzie rosnąć. Psychiatrzy obserwują coraz bardziej rozpowszechnione psychologiczne konsekwencje konfrontacji z wyzwaniami pandemii, a do tego dochodzą obserwowane u ozdrowieńców neurologiczne i psychiatryczne następstwa przechorowania infekcji COVID-19.
W tym kontekście może okazać się, że niesienie pomocy ludziom, którzy na skutek konfrontacji z wielką niewiadomą pandemicznego świata doświadczają przeróżnych objawów psychopatologicznych, będzie wymagało nowych narzędzi. Dotychczasowe rozwiązania z zakresu pomocy psychiatrycznej mogą nie być w pełni skuteczne z racji niedoboru wyszkolonych specjalistów lub nieadekwatności dotychczasowych metod pomocy w obliczu wieloprofilowości stresu pandemicznego czy złożoności zmian społecznych, z którymi będą musieli zmierzyć się ludzie w obliczu pandemii.
Trudno jest wskazać jeden wiodący proces, który mógł wpłynąć na pojawianie się nowej fali zainteresowania psychodelikami wśród psychiatrów. Mamy raczej do czynienia z mnóstwem interferujących zjawisk, z których część mogliśmy zaobserwować jeszcze przed pojawieniem się nowego koronawirusa. a inne dołączyły do nich w dobie pandemii. Jeśli chcielibyśmy oprzeć się na metodologii prognozowania przyszłości używanej przez Yuvala Harariego, to powinniśmy wyekstrapolować najpierw szereg opisanych powyżej procesów i przyjrzeć się każdemu z nich z osobna, a następnie przeanalizować interakcje, które zachodzą współcześnie pomiędzy tymi zjawiskami i które z wysokim prawdopodobieństwem mogą zajść pomiędzy nimi w przyszłości. Takie podejście do przewidywania przyszłych trendów uważam za niezwykle przydatne do analizowania zarówno całościowych zmian zachodzących we współczesnym świecie, jak i przemian dokonujących się w podejściu środowisk naukowych do psychodelików. W ostatnich latach badania nad tymi substancjami bardzo przyspieszyły, a liczba nowych prac lawinowo wzrasta – podobnie jak liczba internetowych wyszukań dotyczących artykułów naukowych na ich temat. Ukończone dotychczas badania randomizowane są niezwykle ciekawe koncepcyjne i pokazały potencjalne zastosowania psychodelików, ale w wielu przypadkach przeprowadzono je na bardzo małych próbach badawczych, a większe badania dopiero trwają.
ML: Z czego dokładnie wynika wzrost zainteresowania psychodelikami wśród psychiatrów?
HP: Jeśli miałabym przedstawić swoje stanowisko w tej kwestii, to wydaje mi się, że głównie z bezradności – zarówno terapeutycznej, jak i wynikające z odpowiedzialności społecznej naszej grupy zawodowej. Psychiatria nigdy nie była priorytetową dziedziną zdrowia publicznego dla rządzących nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach europejskich i Stanach Zjednoczonych. Z tego względu w wielu miejscach na świecie, może poza Skandynawią, bywa spychana na obrzeża głównego nurtu medycyny. W ciągu dekady przed pandemią zapotrzebowanie na pomoc psychiatryczną znacząco wzrosło, co prawdopodobnie wynika z narastającej digitalizacji komunikacji społecznej. Nasza uwaga zaczęła być coraz częściej angażowana przez natłok treści przekazywanych przez portale informacyjne i media społecznościowe, a na dodatek coraz więcej ludzkich działań jest modelowanych przez algorytmy. Można powiedzieć, że młodsze pokolenia w dużej mierze wychowały się w internecie, a długofalowego wpływu tego zjawiska na zdrowie psychiczne jeszcze nie znamy.
Wydaje się, że ze względów cywilizacyjnych od kilku dekad powiększa się rozdźwięk pomiędzy zapotrzebowaniem na pomoc w obszarze zdrowia psychicznego, a ofertą systemu opieki medycznej. Na dodatek wiele wskazuje, że metody leczenia psychiatrycznego, czyli „standardowe instrumentarium psychiatrów”, po prostu przestało być wystarczające w obliczu nowych problemów cywilizacyjnych i prędkości, z jaką się one pogłębiają. Pandemia jeszcze bardziej przyspieszyła nie tylko zjawiska społeczno-cywilizacyjne i digitalizację komunikacji międzyludzkiej, ale także wzrost rozpowszechnienia problemów dotyczących sfery psychicznej. Od początku pandemii trzykrotnie wzrosło zapotrzebowanie na wizyty u psychiatrów, których liczebność oczywiście nie zwiększyła się przecież raptownie w przeciągu kilku miesięcy.
Światowa Organizacja Zdrowia już wcześniej ostrzegała, że zaburzenia psychiczne, zwłaszcza depresja, w najbliższych latach staną się podstawowym problemem zdrowia publicznego. Właśnie dlatego oczy psychiatrów i psychoterapeutów zaczęły zwracać się w kierunku badań z zupełnie nowego nurtu „psychodelic science”, wypatrując obietnic, które mogą nieść ze sobą nowe metody, a może też jakiejś nadziei na wsparcie ich dotychczasowej pracy.
ML: Z odkryć neurobiologicznych wiemy, że nadmierne stężenie kortyzolu towarzyszące długofalowemu stresowi prowadzi do uszkodzenia połączeń synaptycznych w hipokampie i korze przedczołowej, a następnie do depresji, która często wymaga interwencji farmakologicznej. Coraz więcej współczesnych psychiatrów sygnalizuje, że w leczeniu tego zaburzenia może bardzo pomagać psylocybina i ketamina. Skupmy się może najpierw na pierwszej z tych substancji. Jakie aspekty jej działania wydają się pani najważniejsze w kontekście terapeutycznym?
HP: Psylocybina i inne klasyczne psychodeliki, ale również MDMA wprowadzają do psychiatrii przede wszystkim nową technologię, czyli inaczej mówiąc nową metodę interwencji psychofarmakologiczno-terapeutycznej. Obecnie najbardziej zaawansowane i najważniejsze wydają się badania nad użyciem psylocybiny w terapii depresji oraz nad użyciem MDMA w terapii stresu pourazowego. Równolegle w Stanach Zjednoczonych postępują zmiany prawne w kierunku dekryminalizacji naturalnych psychodelików. To pokazuje naukowcom, że pojawiło się zielone światło dla badań nad tymi substancjami i że komisje bioetyczne zapewne będą patrzeć bardziej przychylnym okiem na propozycje eksperymentów związanych z podawaniem psychodelików ludziom.
Metodologia interwencji psychodelicznej stosowana we wspomnianych badaniach wygląda zupełnie inaczej niż w przypadku obowiązującego obecnie modelu schematu postępowania terapeutycznego, w którym wychowały się rzesze współczesnych psychiatrów. Dotychczasowy model medyczny przyjmuje, że terapia depresji czy stresu pourazowego trwa miesiącami albo latami, zaś przechorowanie epizodu depresyjnego istotnie zwiększa ryzyko nawrotów tego zaburzenia w późniejszych okresach życia. Praktycznie każdy biologicznie wykształcony psychiatra rozpoczyna pracę w oparciu o taki aksjomat. Obecne standardy terapii łagodnych epizodów depresji czy zespołu stresu pourazowego opierają się na psychoterapii, zwłaszcza w ujęciu poznawczo-behawioralnym. Natomiast w przypadku zespołów objawów o cięższym nasileniu zakładają wykorzystanie leków o profilu przeciwdepresyjno-przeciwlękowym, najczęściej z grupy selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI). Leki podaje się w sposób nieprzerwany przez okres 6-12 miesięcy od momentu uzyskania poprawy objawowej. Takie postępowanie uzupełnia się o metody psychoedukacyjne lub psychoterapię, której celem jest doprowadzenie do uzyskania wglądu w głębsze przyczyny psychologiczne warunkujące pojawienie się objawów depresji.
ML: A jak proces terapii mógłby wyglądać w przypadku psychodelików?
HK:Dotychczasowe badania nad psychodelikami prowadzą do wstępnych wniosków, że alternatywnym sposobem postępowania terapeutycznego mogłoby stać się zastosowanie zaledwie jednej lub dwóch sesji z użyciem psylocybiny lub MDMA, w ramach których rola terapeuty opierałaby się bardziej na towarzyszeniu w podróży po świecie subiektywnych wewnętrznych przeżyć, niż na aktywnej interwencji. Równie rewolucyjny jest fakt, że w przypadku standardowej farmakoterapii o profilu przeciwdepresyjnym firmy farmaceutyczne nie wymagają od psychiatrów użycia konkretnej metody psychoterapeutycznej. Natomiast kilka firm, które uzyskało oficjalne zgody na badania nad psychodelikami, próbuje obecnie opatentować określone elementy przebiegu terapii, tj. jak ma wyglądać gabinet, jaka muzyka ma być stosowana w tle, a nawet jak ma zachować się terapeuta w trakcie sesji psychodelicznej czy jakie konkretne frazy może lub powinien wypowiadać.Psylocybiny nie da się opatentować, ponieważ jest substancją naturalną, ale można opatentować ścieżkę jej uzyskiwania oraz wytyczne dotyczące interwencji terapeutycznej, czyli tego, co ma się wydarzać w trakcie sesji. Jest to coś zupełnie nowego dla modelu medycznego współczesnej psychiatrii zorientowanej biologicznie, czyli tej, która zakłada stosowanie metod farmakologicznych w postępowaniu terapeutycznym.
Kolejny rewolucyjny aspekt terapii psychodelicznej dotyczy aksjomatu interpretacji przeżyć psychotycznych przez psychiatrię. Gdyby psychodeliki zostały dopuszczone do użycia, psychiatra opierający się o medyczny model diagnozy i terapii musiałby dokonać ogromnej rewolucji w sposobie myślenia, tj. przestać postrzegać doświadczenia psychodeliczne jako formę psychozy i przyjąć, że przeżycie zmienionego w ten sposób stanu świadomości może pomagać w terapii niektórych zaburzeń psychicznych. W szkoleniu przyszłych medyków przeważnie nie uczy się o badaniach, które prowadzono nad psychodelikami w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, czyli jeszcze przed ich delegalizacją. Współczesna nauka powraca do tej tematyki i próbuje lepiej zrozumieć fizjologię stanów świadomości wywoływanych przez psychodeliki i towarzyszące im procesy neurofizjologiczne, aby wyjaśnić, czy tego rodzaju doświadczenia mogą być lecznicze, a jeśli tak, to dlaczego.
ML: Zarówno klasyczne psychodeliki, jak i leki z grupy SSRI wpływają na układ serotoninergiczny, ale działają w różny sposób. Na czym polegają te różnice?
HP: Tym zagadnieniem zajmuje się obecnie między innymi dr Robin Carhart-Harris z Imperial College w Londynie. Elekt leków przeciwdepresyjnych polega na tym, że pobudzają synaptyczne działanie jednej lub więcej monoamin: serotoniny, noradrenaliny lub dopaminy. Zachodzi to poprzez nasilone blokowanie jednego lub więcej transporterów tych neuroprzekaźników. Działanie farmakologiczne większości leków przeciwdepresyjnych w odniesieniu do transporterów monoamin pozostaje zbieżne z monoaminową koncepcją depresji. Wedle tej koncepcji w depresji i pokrewnych zaburzeniach obserwujemy niedobór monoamin, a stosowanie leków przeciwdepresyjnych przywraca równowagę w szlakach neuronalnych wspomnianych przeze mnie neuroprzekaźników.
Efekt kliniczny stosowania leków z grupy SSRI polega na regulacji przetwarzania emocji oraz stabilizacji działania szlaków neuronalnych, które stały się dysfunkcyjne w wyniku przewlekłego stresu lub depresji. Wywoływany przez leki przeciwdepresyjne efekt terapeutyczny obserwowany przez pacjentów polega przede wszystkim na zmniejszeniu nadmiernej reaktywności czy nadwrażliwości na bodźce i/lub przywróceniu zdolności do przeżywania stanów emocjonalnych o dodatnim zabarwieniu, ale część z nich mówi, że leki przeciwdepresyjne nadmiernie tłumią przeżywane przez nich emocje, powodując „odcięcie od emocji” czy nawet „znieczulenie emocjonalne”. Uskarżają się także na działania niepożądane terapii, na przykład zanik libido. Czasem nawet przerywają kuracje lekami przeciwdepresyjnymi, zwłaszcza gdy są one niewłaściwie dobrane albo stosowane w zbyt dużych dawkach. Niektóre badania wskazują, że ponad połowa pacjentów cierpi nadal na objawy depresyjne pomimo przeprowadzenia właściwej kuracji lekiem przeciwdepresyjnym uznawanym za pierwszorzutowy, a prawie połowa pacjentów przerywa leczenie z powodu złej tolerancji farmakoterapii.
Warto zaznaczyć, że w przeważającej większości przypadków korzyści wynikające ze stosowania antydepresantów wobec objawów depresji i lęku znacząco przewyższają skutki uboczne. Z drugiej strony ewolucjoniści tacy jak Helen Fischer uważają, że szerokie stosowanie leków z grupy SSRI wywołało ogromny efekt populacyjny związany z regulacją zachowań dotyczących formowania więzi międzyludzkich i regulacji zachowań seksualnych poprzez negatywny wpływ na subiektywne przeżywanie pożądania seksualnego przez ludzi, którzy latami przyjmują te substancje. Trzeba jednak stanowczo podkreślić, że wprowadzenie na rynek selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny stanowiło ogromny przełom w podejściu do depresji i innych zaburzeń psychicznych. Zanim leki z grupy SSRI pojawiły się w powszechnym użyciu na początku lat 90. ubiegłego wieku, preparaty stosowane w terapii tych dolegliwości wywoływały znacznie więcej skutków ubocznych, wpływając niekorzystnie na funkcjonowanie szeregu narządów wewnętrznych, na przykład mięśnia sercowego czy wątroby. Wprowadzenie leków SSRI było więc dużym progresem w psychiatrii, ale można też powiedzieć, że pod pewnymi względami przyczyniło się do cementowania podwalin stylu życia epoki rozbuchanego konsumpcjonizmu, wzmacniając wymagania hiperproduktywności pracowników wielkich korporacji stawiane im przez pracodawców. W tym przypadku użycie leków przeciwdepresyjnych umożliwiało utrwalanie szkodliwego stylu życia polegającego na skracaniu długości snu, wydłużania godzin pracy i długoterminowego tolerowania przewlekłego stresu, który warunkuje rozwój objawów depresyjnych.
ML: A jak wygląda terapeutyczne działanie psylocybiny?
HP: Psylocybina i psylocyna to naturalne alkaloidy tryptaminowe, a jednocześnie strukturalne analogi serotoniny. W mózgu wiążą się z różnymi rodzajami receptorów serotoninowych, przy czym za kliniczny efekt ich działania w największym stopniu odpowiada aktywne powinowactwo do receptorów 5HT2A. Ich działanie naśladuje działanie serotoniny, której brakuje w szczelinie synaptycznej podczas przebiegu epizodu depresji. Efekt kliniczny działania psylocybiny jest inny niż wspomnianych wcześniej leków z grupy SSRI. Psylocybina nie stabilizuje, czy też nie wygasza nadmiernej wrażliwości na bodźce, ale wręcz przeciwnie: wspomnianą reaktywność na bodźce zewnętrzne istotnie zwiększa.
Nowa metodologia związana z terapeutycznym użyciem psychodelików zakłada, że lecznicze może stać się samo doświadczenie psychodeliczne, za sprawą którego ludzie zyskują nową perspektywę. Jednocześnie poszukuje się dowodów, że te substancje pobudzają procesy neuroplastyczności mózgu. Opisy przeżyć z sesji terapii wspomaganej psychodelikami pokazują, że w wyniku zastosowania psylocybiny u pacjentów może dojść do przerwania ciągów negatywnych myśli i automatycznych interpretacji rzeczywistości związanych z tzw. „triadą depresyjną” opisaną przez Aarona Becka. Triada depresyjna polega na negatywnym sposobie postrzegania i oceniania przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Owe spirale myślowe często są powiązane z poczuciem winy, smutkiem i innymi nieprzyjemnymi emocjami.
ML: Czy mówi pani o tym, co w psychologii nazywa się ruminacjami?
HP: Tak, są to ruminacje depresyjne, czyli pętle myślowe, które w standardowej terapii trudno jest przerwać albo zmienić. Doświadczenia psychodeliczne pozwalają pacjentowi wydostać się z tych negatywnych ciągów myślowych i zyskać nowy punkt interpretacji własnych doświadczeń, który pozwala nadać nowe znaczenie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W standardowej psychoterapii ten efekt uzyskuje się po wielu tygodniach, miesiącach albo latach, ale niektórym pacjentom nigdy nie udaje się go osiągnąć. W terapii psychodynamicznej nazywa się to wytworzeniem „ego obserwującego”, czyli swego rodzaju metaperspektywy pozwalającej spojrzeć z boku na własne procesy mentalne. Przeciętny przedstawiciel współczesnej zachodniej cywilizacji, który nie posiada doświadczenia intensywnego rozwoju osobistego w oparciu o medytację czy jogę, może mieć trudności z wchodzeniem w rolę obserwatora, mimo pozornej zdolności do autorefleksji i krytycznej oceny rzeczywistości.
Często problemem poznawczo-emocjonalnym współczesnych pacjentów staje się nadmierny krytycyzmem w stosunku do własnej osoby, swoich przeżyć i zachowań, który podczas stanu depresyjnego ulega jeszcze większemu pogłębieniu i zwielokrotnieniu. Za sprawą kształtowania „ego obserwującego” ludzie mogą zyskać zdolność spojrzenia na siebie z większego dystansu i uczą się obserwować własne myśli. Sposobem na osiągnięcie wspomnianego dystansu i umożliwienie wypracowywania „ego obserwującego” może być na przykład regularna praktyka medytacyjna, ale również – jak wskazują ostatnie badania – przeżycie doświadczenia psychodelicznego, podczas którego człowiek zostaje na kilka godzin „wrzucony” w taką metaperspektywę bez konieczności wcześniejszej wielomiesięcznej lub wieloletniej ścieżki medytacyjnej i pracy nad sobą. W rezultacie dostrzega, że wiele przeżyć może ocenić inaczej i że łatwiej mu jest zmienić sposób intepretowania rzeczywistości. Z kursu nauki medytacji, na przykład mindfulness, uczestnik może „uciec” po kilku zajęciach, ale podczas sesji psychodelicznej zostaje niejako zmuszony do wielogodzinnej konfrontacji z samym sobą, czy też z własnym oporem przed zmianą.
ML: Leczniczy mechanizm wydaje się wyglądać nieco inaczej w przypadku entaktogenów, na przykład MDMA. Jakie są według pani najważniejsze różnice pomiędzy tymi substancjami, a klasycznymi psychodelikami takimi jak psylocybina?
HP: MDMA również pozwala nadać nowe znaczenie przebytym doświadczeniom, ale działa zupełnie inaczej pod względem psychofarmakologicznym. W przypadku tej substancji kluczowa wydaje się być kwestia efektu prospołecznego i wiemy, że oddziałuje ona nie tylko na serotoninę, ale również na oksytocynę. Obecnie bada się jej właściwości głównie w kontekście leczenia stresu pourazowego. Wydaje się ona zmniejszać lęk społeczny i zwiększać skłonność do afiliacji, co próbowano niedawno wykorzystać w badaniu nad fobią społeczną u osób z autyzmem. Jest to o tyle istotne, że nie mamy właściwie żadnych leków na autyzm, dlatego warto badać każde narzędzie, które pomogłyby poczynić postępy w tym obszarze. MDMA wydaje się długofalowo wpływać na zachowania prospołeczne i ocenę rzeczywistości, ale podobnie jak klasyczne psychodeliki wymaga ostrożności, ponieważ wiąże się z szeregiem zagrożeń. Wielu badaczy mówi chociażby o potencjalnych skutkach niepożądanych, takich jak tzw. „inflacja ego”, czyli innymi słowy budowanie iluzji omnipotencji czy wzmacnianie tendencji wielkościowych. Psychodeliki mogą wywoływać stany przypominające hipomanię, więc jestem bardzo ciekawa wyników badań dotyczących ich długofalowego wpływu na stan psychiczny pacjentów.
ML: Właściwości MDMA i psychodelików bada się również w kontekście leczenia uzależnień, a więc dolegliwości, która w naszym kraju jest szczególnie rozpowszechniona. Co pani o tym sądzi?
HP: To kolejny ważny obszar i odnoszę wrażenie, że badania nad tymi substancjami w Stanach Zjednoczonych zostały przyspieszone między innymi przez to, że znacznie wzrosła tam liczba uzależnień od opioidów. Do tego kryzysu w znacznej mierze przyczyniły się nieuczciwe działania firm farmaceutycznych, a amerykańskie towarzystwa naukowe zauważyły go zbyt późno. Stąd moja ostrożność w stosunku do nowych narzędzi i technik, ale warto zaznaczyć, że w ciągu kilkunastu lat mojej pracy klinicznej nie obserwowaliśmy istotnych zmian w psychiatrii zarówno na poziomie globalnym, jak i na gruncie polskim. Pojawiały się oczywiście nowe leki antydepresyjne o nieco innych unowocześnionych mechanizmach działania, ale sposób podania, długość stosowania czy szybkość działania tych substancji były zasadniczo dość podobne. Wachlarz stosowanych metod psychoterapeutycznych również od dłuższego czasu jest ugruntowany i stosunkowo niezmienny.
Terapie z użyciem psychodelików wymagają kompletnej zmiany myślenia, ponieważ oprócz wpływu substancji znaczenie ma również wiele czynników niefarmakologicznych, czyli cały kontekst, w którym jest osadzone doświadczenie psychodeliczne, a także samo nastawienie pacjenta wobec efektu, który chciałby uzyskać w wyniku sesji psychodelicznej. Niestety większość prowadzonych obecnie badań koncentruje się głównie na konkretnej substancji i określonym symptomie, ale w niewielkim stopniu bierze pod uwagę wpływ tych dodatkowych czynników, na których mogłaby opierać się całość kuracji.
ML: W wielu krajach – w tym również w Polsce – leczy się już depresję za pomocą substancji o silnych właściwościach psychoaktywnych, a mianowicie ketaminy. Czy pani zdaniem dostępność tej kuracji może spowodować, że polscy psychiatrzy staną się bardziej otwarci na terapię z użyciem psylocybiny lub MDMA?
HK: Ketamina w formie donosowej została już zarejestrowana do terapii depresji lekoopornej i jest stosowana w ośrodkach klinicznych w Polsce w ramach badań klinicznych III fazy. Oferują ją również ośrodki prywatne w naszym kraju, ale skala jej użycia póki co wydaje się niewielka. W badaniach i leczeniu klinicznym definicja depresji lekoopornej pozostawia miejsce do interpretacji, aczkolwiek jest dość konkretna: lekooporność stwierdzamy wtedy, gdy pacjent ma za sobą dwie nieskuteczne kuracje farmakologiczne.
Antydepresyjne kuracje z użyciem ketaminy póki co opierają się na stricte medycznym podejściu, czyli sprowadzają się do zaaplikowania leku i pomijają szerszy kontekst. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku depresji lekoopornej na brak poprawy może składać się szereg czynników podtrzymujących depresję, takich jak przewlekłe i słabo modyfikowalne czynniki stresowe, kontekst społeczny, relacyjny i osobowościowy. Może się więc okazać, że pacjent otrzymał lek, ale zapewniono mu niewystarczającą psychoterapię czy pomoc socjalną. W przypadku większości sytuacji klinicznych skuteczność terapii uwarunkowana jest odpowiednią synergią efektów farmakoterapii oraz psychoterapii.
ML: Jak według pani może potoczyć się przyszłość badań nad psychodelikami w nadchodzących latach?
HP: Trudno powiedzieć, ponieważ badania nad terapiami psychodelicznymi nie dostarczyły jeszcze żadnych rozstrzygających wniosków. Na pewno w najbliższych latach będzie pojawiać się coraz więcej publikacji naukowych na ich temat, ale bardzo ważna będzie cena tych kuracji, Istotne staną się także kwestie związane z coraz większym rozpowszechnieniem zaburzeń psychicznych wywołanych przez pandemię. Trudno też powiedzieć, w jaki sposób na tę dziedzinę wpłynie postępujące urynkowienie psychodelików. Początkowo badania nad nimi prowadziły głównie organizacje non-profit, ale obecnie zajmuje się nimi coraz więcej firm komercyjnych, na przykład Compass Pathways. Rynek psychodeliczny w ostatnich miesiącach bardzo się zmienił za sprawą tych przedsiębiorstw, a tempo ich rozwoju może zaskakiwać.
Bardzo trudno jest więc snuć jakiekolwiek prognozy na przyszłość. Byłoby jednak dobrze, gdyby osoby decydujące o psychiatrii i ogólnie zdrowiu publicznym zastanowiły się nad tym, kto powinien regulować tę dziedzinę. Podobnie jest zresztą z kwestią tego, kto powinien regulować algorytmizację wyszukiwania haseł w internecie i inne zagadnienia związane z siecią globalną. Problemy wywołane przez pandemię COVID-19 pokazały wiele deficytów związanych z ogólnoświatową regulacją różnych zjawisk i mam wrażenie, że problem ten dotyczy również psychodelików. Istnieje ryzyko, że firmy prowadzące obecnie badania nad psychodelikami będą starały się niedługo monopolizować rynki terapeutyczne.
Warto w tym kontekście zastanowić się nad tym, co doprowadziło do tak dużych zaniedbań w rozwoju psychiatrii w wielu krajach. Według mnie w dużej mierze wynikają one z głęboko zakorzenionego stygmatyzowania osób chorób psychicznych, a także z zawężenia roli psychiatrów do terapii psychoz i bardzo ciężkich stanów depresyjnych oraz kontrolowania, aby osoby z tego rodzaju zaburzeniami nie stanowiły zagrożenia dla siebie i innych. Temat pomocy terapeutycznej osobom z mniej nasilonymi dolegliwościami psychicznymi przez długi czas znajdował się w dużej mierze poza głównym nurtem psychiatrii. W kontekście psychodelików na chwilę obecną kluczowe wydają mi się pytania o kwestie etyczne: W jaki sposób te substancje zostaną wprowadzone do użytku terapeutycznego? Na ile wyważone będą interpretacje badań nad ich właściwościami? Jak można redukować szkody wynikające z ich użycia pozamedycznego? Kto będzie na nich zarabiać i czy będzie dążyć do monopolizacji rynku?
Oprócz tego moje obawy budzi ryzyko nadmiernego optymizmu związanego z efektami terapii psychodelicznej, ponieważ wciąż brakuje długoterminowych badań w tym zakresie. Niepokoi mnie również możliwość konceptualizowania wszelkiego rodzaju objawów psychopatologicznych jako „objawów pourazowego stresu pandemicznego”, które mogłyby stanowić wskazanie do stosowania terapii w oparciu o psychodeliki.